wtorek, 11 lutego 2014

1. Przysięga krwi.

 "Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi."
-Leorrianne, nie krzycz!-upomniała mnie mama.
-Ja nie chcę jechać do Londynu!- nie miałam zamiaru się uspokoić. Nie znam tego policjanta, który o dziwo jest moim tatą. Ma rodzicielka wyszła. Było mi dobrze w Las Vegas. Miałam tu przyjaciół, rodzinę.
Z zaszklonymi oczami zerknęłam na szafkę, podeszłam do niej i otwarłam. Wyjęłam z niej album na którym wykreślane były słowa Lexi&Cassie. Na pierwszej stronie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej blondyneczki i mnie. Miałam wtedy cztery lata a Cas sześć. Byłyśmy nierozłączne, różnica wieku nie robiła nam żadnej różnicy. Co się stało, że nie jesteśmy już przyjaciółkami? Pewnego dnia jej rodzice "coś" zrobili mojej mamie, co jej  nie pasowało. Chciała dać im nauczkę. Skończyło się strzelaniną, i śmiercią młodszej siostry Cassandry- Loin. Miałam wtedy szesnaście lat jak rodzina przyjaciółki wyjechała bez pożegnania z USA. Nie wiem gdzie jest teraz i co porabia. Choć chciałam powstrzymać łzy, nie dałam rady. Kilka kropel przesunęło się po moim policzku. Nie miałam siły ich zetrzeć. Położyłam się na swoim dużym łóżku i paczyłam w fioletowy sufit. Na ścianach wisiały moje obrazki, bo w wolnym czasie lubiłam sobie porysować. 
                                                        ♠ 
 Kierowałam się na Wolls Street. To tam miały odbyć się dzisiejsze wyścigi i impreza. Byłam ubrana w krótkie czarne spodenki ze złotymi ćwiekami na kieszonkach, sportowy czarny stanik a na niego zarzucona luźna fioletowa bluzka z napisem Fuck. Widoczny makijaż nakrywał moją za delikatną twarz. Długie kłaki lekko zakręciłam. Dojeżdżając czarną Hondą usłyszałam głośną muzę. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym wieczorze, i nawet mama nie może mi tego humoru zepsuć. Nikt z mieszkających tu ludzi nie odważy się teraz wyjść. Boją się. 
-Lex!- usłyszałam pisk Rockyen. Osiemnastolatka nie wyglądała na osobę, która bierze udział w "czymś takim". Nie tylko miała delikatne rysy, ale też żadnego tatuaża czy kolczyka. 
-I co? Wyjeżdżasz do tego Londynu?- zapytała swoim głosikiem, który tak w niej lubiłam. Ją denerwowała piskliwy głos. Dziś ubrana była w szarą mini, piętnastu centymetrowe  szpilki i czarny top.
-Oh Rock. Mama każe mi jechać, więc chyba nie mam wyboru.-odpowiedziałam.
- Szkoda.-westchnęła. 

    ♠ 
Ruszyłam. Adrenalina to to co kocham. Wyprzedzały mnie dwa samochody pędzące z zawrotną prędkością. Mój licznik wskazywał 220 km/h- za dużo   za mało, żeby wygrać. Wyprzedziłam czerwone (?), w którym siedział Chen z Liley Gangu. Przede mną był tylko Ilens w swoim czarnym Porche. Wjechaliśmy do tunelu. Niespodziewanie światła zgasły. Na początku lekko się zlękłam, lecz potem uśmiechnęłam kpiąco. Nikt nie zepsuje mi ostatniego wyścigu, a tym bardziej światła. Został kilometr do końca. Muszę go wyprzedzić. Cały czas sobie to powtarzałam. Nacisnęłam pedał gazu i zrównałam się z przedstawicielem Jusp Gangu . Szyderczo uśmiechając się do przeciwnika, pokazałam mu środkowy palec. Miałam czarny lakier na moich długich paznokciach. Zauważyłam linie mety. Przyspieszyłam. On też.
Wygrałam!
Ja z niezwyciężonego Dem Gangu, znów najlepsza. Zyskuję pieniądze i czerwone ferrari Jin'a. Gdy wysiadłam zostałam otoczona ludźmi, gratulowali mi lub przeklinali mnie.
Nastąpiła część imprezy. Zmieniłam tenisówki na wysokie różowe szpile. 
-Siema młoda. Gratulacje. Szkoda, że wyjeżdżasz. Będzie mi cie brakowało. Drinka?-moja siostra dopadła mnie gdy zmierzałam do baru.
-Ależ oczywiście, stara. Myślę, że mi nic nie wsypałaś.- zaśmiałam się i ruszyłam w stronę parkietu w
wielkiej opuszczonej hali, która nie wyglądała na opuszczoną. Pijąc alkohol podchodziłam do Rock, zabawiającą się z nieznanym mi chłopakiem. Wymieniali ślinę i wyglądali jakby za chwilę mieli się pieprzyć. Postanowiłam zainterweniować (nie, nie martwiłam się, że Rockyen straci dziewictwo czy coś, po prostu chciałam z nią porozmawiać. Podchodząc do nich prawie bym się wywróciła. Moje obcasy stukały o posadzkę.
-Ykhy- odchrząknełam- Czy mogłabym porozmawiać z przyjaciółką?- spytałam.
-Nie widzisz że...- zbulwersował się chłopak.
-Kochanie, posłuchaj: widziałam co robiliście i nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. Zabieram cię Rockie.- przerwałam mu. Złapałam dziewczynę za rękę i szłam do wyludnionego miejsca.
-To o czym chciałaś pogadać?- zapytała gdy doszłyśmy do celu.
-Zachowaj i pilnuj mojej tajemnicy.-odpowiedziałam.
-Tak wiem, nikomu ani słowa.- powiedziała.
-Obiecujesz?- prawie krzyknęłam.
-A co chcesz przysięgę krwi? - prychnęła. 
-Tak, to pędzie najlepszy pomysł.- wyciągnęłam nóż. Zerknęłam na przerażone oczy Rockyen.
Retrospekcja.
-Zawsze będziemy tak robić przy tajemnicach i obietnicach.-rzekła z powagą blondynka.
-Właśnie.-zgodziła się młodsza ośmiolatka.
-To będzie przysięga krwi, której nie wolno złamać bo duchy będą złe.- powiedziała starsza, wyjmując nóż.
-Ukradłam mamie, gdy ta zajmowała się Loin- dodała.
-Trzeba naciąć rękę, o tak-zaczęła tłumaczyć bystrej dziewczynce, której nacinała dłoń-Teraz ty przetnij moją.- podała drugiej nóż
- Trzeba zmieszać swoją krew. Jest to zakazany rytuał.-powiedziała i chwyciła ośmiolatkę za rękę przykładając swoją ranę do jej.
-Ja Cassandra Holy  Jackson, córka Tatiany i Westa Jackson'ów, siostra Kena i Loin, przysięgam na krew moją i moich przodków, że nigdy z własnej woli nie opuszczę obecnej obok mnie przyjaciółki.-zakończyła uroczyście dziesięciolatka- Twoja kolej.- zwróciła się do towarzyszki.
-Ja Leorrianne Lux Dempbel, córka Mary Dempbel i Carola nie wiem jakiego, siostra Bonnie i Caroline, przysięgam na krew moją i moich prodków, że nigdy z własnej woli nie opuszczę obecnej obok mnie przyjaciółki.- ścisnęły mocniej dłonie.
-Teraz trzeba zapieczętować, odbij to na moim albumie, a ja na twoim.- powiedziała Cassie. Wymieniły się nimi i przybiły dłonie na okładce. Uśmiechały się do siebie. Otaczał ich tylko las.
Koniec.
Dziewczyna skrzywiła się. Już raz robiłyśmy przysięgę krwi, ale dla Rock wciąż jest to obrzydliwe i nie potrzebne. 
-Czy to jest konieczne.-zaczęła mówić błagalnym tonem. Udawałam, że tego nie słyszę. Nacięłam dłoń osiemnastolatki. Potem ona zrobiła to samo z moją. Zawsze będzie to dla mnie obce, robić przysięgę krwi z kimś innym niż Cas.
-Ja Rockyen Faith Vace, córka Sundy i Dominca Vace, siostra Mile'go, przysięgam na krew moja i moich przodków, że nigdy nikomu nie wyjawię sekretu Lexi, który mi powierzyła.-powiedziała regułkę. Zapieczętowaliśmy to na ścianach tego miejsca.
♠ 
Obudził mnie Louis sterczący nad moim łóżkiem i obkładający mnie poduszką. Tak to jest mieszkać z przyjaciółmi.
-Harry!Wstawaj!Harry, obudź się!Harry!Harry!-wydzierał się. 
-Nie drzyj mordy Lou! Już nie śpię.- wymamrotałem do niego. Chłopak z uśmiechem wymaszerował z mojego pokoju. Zwlekłem się z łóżka i podszedłem  do szafy. Wygrzebałem z niej czarne rurki i białą koszulkę.
Zszedłem na dół, gdzie mieściła się kuchnia, słyszałem jak wszyscy się śmieją. Już sama myśl o tej atmosferze wprawiła mnie w dobry humor.
-Cześć.- krzyknąłem wchodząc do kuchni i zabierając Louisowi marchewkę.
-Ej, to moje.- zbulwersował się Tommo, a wszyscy wybuchli śmiechem.
Zaczął mnie gonić po całej kuchni. Przez nieuwagę, podknęłem  się o nogę Cassandry i wylądowałem na podłodze.
-Ha, wygrałem!- usłyszałem wrzask Lou i po chwili leżał na mnie, wyrywając warzywo. Poddałem się.
-Cassie to przez ciebie.-oskarżyłem dziewczynę. 
-Oj, Haz. -powiedziała i podsunęła mi pod nos talerz.
-My idziemy.- oznajmił Liam chwytając Danielle za rękę.  Obróciłem głowę i zobaczyłem liżących się ze sobą Malika i Pez. 
  ♠ 
-Tato!- zaczęłam wołać policjanta. Zawsze był zabiegany i nie miał dla nas czasu. Nas czyli mnie i Daphne. Różnimy się od siebie bardzo, nie wyglądem ale charakterem. Ona- wiecznie posłuszna tacie, poukładana, mądra,  sztuczna dziewczyna. Ja- zwariowana, naturalna, buntowniczka. Jestem nieco strachliwa ale to szczegół. Stałam w beżowym ganku i czekałam na ojca. Jechałam na trening karate. Mimo, iż byłam przeciwna trenowaniu tego sportu to bardzo go polubiłam. Prawą ręką bawiłam się listkiem paproci, a w lewej trzymałam torbę z kimono i ochraniaczami.. Po chwili tata pojawił się obok mnie.
-To kiedy przyjeżdża moja nowa siostra?-zapytałam.
- Za tydzień.- odpowiedział krótko. Szybkim krokiem podeszłam do auta i wsiadłam do niego. Droga trwała 15 minut.
-Mam dziś dużo pracy słonko. Podobno na  Comins Street odbywają się wyścigi. Co za nieodpowiedzialni ludzie.- zaczął mi mówić a ja czekałam do czego zmierzał.
-Nie przyjadę dzisiaj na kolacje.- dodał. A na oczywiście bo po co.
Auto się zaczymało a ja wysiadłam elegancko. Skierowałam się do szatni i przebrałam.
-Dzień dobry- przywitałam się.

 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Prolog

Życie to ciągła przeplatanka
smutku,radości
bólu,miłości
Nudne by było życie bez kłamstw,
ale proste
Nasz kosz plecie się przez lata
każdy ma swoją własną historię 
utkaną z błędów i sukcesów 
1994, sierpień
Młoda kobieta, przygotowywała się do kolejnej imprezy. Jakież jej życie było szalone! Miała córkę, a dalej balowała, zaciągając w świat gangsterstwa swoje potomstwo. Małą Bonnie znali już chyba wszyscy. Dziewczynka stanowczo odziedziczyła urodę po ojcu. Matka Bi wcale nie była brzydka, o co to to nie, ale mała była podobna do ojca. 
Tak więc Mary - bo tak miała na imię, wybierała sukienkę na imprezę. Miała brązowe włosy i niemalże czarne oczy. Czerwonokrwista obcisła, mini idealnie kontrastowała z jej cerą. Zrobiła mocny makijaż. Zawsze taki robiła. Córkę zostawiła pod opieką Sally. Kochała to małe stworzenie. Może inni nazwali by to wpadką, ale dla Mary był to zamierzony skarb. Uwielbiała dzieci.
Wychodząc z budynku wyciągnęła papierosa, i odpalając go czekała na Geogr. Był jej najlepszym przyjacielem. Po chwili czarny samochód, odjechał spod domu.

Alkohol, narkotyki i tłum spoconych ciał na parkiecie,  Carol nie był przyzwyczajony do takiego otoczenia. Zawsze był grzecznym chłopcem. Jak trafił na imprezę? Kumpel (jeśli można nazwać tak Geogr'a) polecił mu ją. Był w Las Vegas dwa tygodnie. U ciotki. Czekał niecierpliwie na  Geogr'a Hym'a. Towarzystwo nie odpowiadało mu zbytnio, zwłaszcza, że miał narzeczoną i dziecko. A tu dziewczyny kręciły swoimi tyłkami prosząc aby ktoś się nimi zajął.
-Ej, Carol. Poznaj Mary Dembpel- krzyknął Geo, podchodząc do chłopaka. Za nim wlekła się przepiękna dziewczyna, z nieziemskim uśmiechem.
-Siema, Carol, tak? Bratanek pani Iss? -odezwała się melodyjnym głosem.
-Dobry wieczór. Tak jestem Carol.-potwierdził jej słowa. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Młodzieniec kompletnie nie wiedział o co jej chodzi.
-Widać, że jesteś nowy. Pierwsza zasada, nie bądź taki kulturalny.- powiedziała Mary, uśmiechając się i biorąc drinka.

Gdyby wiedział, że tak to się potoczy, nie przychodził by na tą imprezę. Przespał się z nią, z czarującą Mary. Zdradził Hedher. Musi zniknąć z Las Vegas. Nie pokarze się na oczy Mai, choć tak by chciał. Nie może sobie zepsuć życia przez jedną cholerną noc.

                                                                                                                                      1995, kwiecień
Po pokoju rozległ się dźwięk, telefonu. Carol podszedł do niego, niechętnie wstając od żony.
-Halo-odezwał się po podniesieniu słuchawki.
-Carol?-odezwał się głos po drugiej stronie.
-A kto mówi?- zapytał
- Geogr Hym, ten z Las Vegas.-
-Po co dzwonisz?-
-Mary, urodziła twoją córeczkę. Nazywa się Leorrianne.- powiedział. Zapanowała cisza.
-Hej, jesteś tam?-
-Taa.-odpowiedział  i odłożył słuchawkę. A co jeśli  zniszczył życie Mary. Przecież dziecko to nie zabawka, sam dobrze to wiedział opiekując się Daphne.
-Kochanie, czy coś się stało?- usłyszał głos.
-Nie. Wszystko jest w porządku.-odpowiedział i pocałował żonę.Policjant, kucharka i ich mała dziewczynka, nic ich nie rozdzieli


                                                                             *###*
Od autora:Cóż, nie jest najgorzej. Pewnie jesteście ciekawi jaka będzie ta historia.
Myślę, że będziecie czytać.